
NA PEŁNEJ KURWIE
BEZ CENZURY
SATYRA

ODPRAWA DO RAJU
- Co masz?
- Dwie pary. Jopki i damy. A Ty?
- Damy i króle.
- Cholera znowu przegrałem!
- Dobra, rozlać resztę. Ostatnie rozdanie. I otwieramy bo późno.
- Dużo ich dzisiaj.
- To dopiero z trzech województw. Sporo zejść ostatnio było.
- Ja pieprzę, do jutra tu będziemy ślęczeli!
- Albo i lepiej.
- Dopijać! Chować karty, a butelki do zsypu.
Wielkie wrota otworzyły się ze zgrzytem, a na progu stanęło dwóch aniołów. Jeden z nich skinął dłonią, zapraszając mężczyznę stojącego na przodzie prawie kilometrowej kolejki.
- Nazwisko!
- Piotr Żabicki.
- Żabicki... Żabicki... Żabicki... mam. Dobra panie Żabicki. Zobaczmy. Hmmm... oj panie Żabicki, panie Żabicki. I co ja mam z wami zrobić? Chlałeś pan jak baron. Dupczyłeś jak zając, opary burdelu wdychając. I co ja widzę! „NIE” Urbana czytałeś! Nawet prenumerata była! Piekło! I obyś pan tam sczezł jak suka! Zejdź mi z oczu grzeszniku! Drzwi na lewo, schodami w dół! Następny!
- Przepraszam, a ile czasu mam by odwołanie napisać?
- Spierdalaj pan pókim dobry! Następny!
- Nazwisko!
- Hieronim Gustaw Napletek.
- Naborski... Natysek... o jest... Napletek! Co my tu mamy panie Hieronimie? Datki na budowę kościoła w Dołach Zygmuntowych. Bardzo ładnie. Uczestnictwo w mszy świętej, praktycznie co niedziela. Pięknie! Spowiedź, też ładnie. Rekolekcje troszeczkę gorzej, ale ogólnie dobrze. Ale, co ja tu widzę, w karty lubiliście grać, ojcowiznę przepuściliście, a to już grzech ciężki, co do domu Pana wam drogę zagradza. Hazard to dzieło Szatana mój drogi i tu czyściec cię czeka. O widzę, że z proboszczem grywaliście, tak, to okoliczność łagodząca, więc długo tam nie będą was trzymać i bram Pana naszego dostąpicie. Czyściec! Proszę przechodzić, drzwi na wprost i dalej korytarzem. Jeśli rzeczy niestosowne przy sobie macie, to do kosza. Następny!
- Halina
- Czy ja was o coś pytałem do cholery?
- No nie...
- To bez pytania ust mi nie otwierać! Nazwisko!
- Halina Zapora, aniele protokolancie.
- Co to za spoufalanie? Co to ma znaczyć? Zobaczmy co z ciebie za ziółko?
Hmmm co my tu mamy? Jedna zdrada, kościół okazyjnie... Czyściec... Czy są rzeczy niestosowne?
- Mam dwa kolczyki...
- Wyjąć proszę, wrzucić do kosza rzeczy niestosownych i przez bramkę. Szybciej! Szybciej na Boga! Nie mamy całego dnia! Tak, drzwi na prosto! Następny!
- O pan biskup Bąk! Zasłużony mąż kościoła, wojownik wiary, legenda polskich zachrystii, wieszcz! Witamy! Witamy! Niechaj uścisnę pańską dłoń!
- Szczęść Boże, aniele protokolancie. Szczęść Boże.
- Szczęść Boże. Niechaj zerknę jeszcze aby w kartotekę. Oj niedobrze, niedobrze. Czyściec niestety.
- Czyściec? To jakieś nieporozumienie, byłem dostojnikiem kościoła katolickiego.
- Ministrantom podziękujcie, na spowiedzi was wydali, cieszcie się żeście byli na służbie Pana, bo za dymanie tych malców piekło by było. Przechodzić!
- Szkoda go do czyśćca, bo przecie nasz chłop – powiedział anioł stojący obok protokolanta.
- A no szkoda, ale bez obaw. Długo tam go nie potrzymają. Słyszałeś kiedy, żeby któryś z naszych, tam dłużej bawił jak tydzień?
- Nazwisko.
- Bożena Magdalena Skrzydło.
- Skrzydło... Skrzydło... jest. Co ja widzę? Wolontariuszka Caritasu, kółka różańcowe, ponadto zgwałcona zbiorowo i zamordowana, męczenniczka. Niebo pani Bożeno. Niebo. Zapraszamy, drzwi po prawo, schodkami na górę. Czy są jakieś rzeczy niestosowne? Jak np. kolczyki.
- Nooo niiiee.
- Dziękujemy. Zapraszamy. Prosimy przez bramkę.
Piiiiiiiiiiii – bramka wydała niski, piskliwy dźwięk. Dwóch aniołów w jednej chwili, rzuciło kobietę na ziemię. Anioł protokolant, podszedł ze skanerem w kształcie krucyfiksu i zaczął powoli skanować kobietę, od stóp do głów. Gdy dotarł na wysokość bioder, krzyż rozjaśniło purpurowe światło. Jeden z aniołów zadarł kobiecie sukienkę, a drugi zerwał brutalnie majtki.
- Niech rozstawi nogi! W tej chwili!
Kobieta zrobiła posłusznie co kazał protokolant.
- Kurwa! Nie wierzę! Co to kurwa jest? Co to ma znaczyć?
- Bo ja myślałam...
- Bo ja myślałam? Myślałam? Że kurwa co? Co to jest? Sprężyna? Sprężyna!!!
- To ty dziwko, ze spiralą do ogrodów pana się wybierasz?! Zejdź mi z oczu i wyjmij to paskudztwo! I za karę na koniec kolejki!!!
- Na co mi to było? Na co? A mówili, idź do chóru anielskiego, głos masz słowiczy. To mnie się na prowincje zachciało. Czyste powietrze, cisza, spokój! Kontakt z ciekawymi ludźmi – obiecywali. Po cholerę mi to było? Dwa fakultety z metod szydełkowania! Kurs gry na harfie, skończony z wyróżnieniem. Ja to mam dość. Odchodzę!
- Ależ aniele protokolancie! A co z nimi?
- Nie wiem! Niech czekają, aż kogoś innego przyślą! Ja wracam do domu!
THE END
Ja klecha
Pan Marian zwykł mi powtarzać – „Chcesz nic nie robić, a brać dobre pieniądze? – Idź na księdza”. Nie usłuchałem, nie poszedłem. Czasem się zastanawiam - Jak by to było gdybym...?
Wewnątrz kościoła panuje półmrok. Kolorowe witraże szpecą wpadające przez nie światło. Chłodne powietrze przesycone zapachem kadzideł i świec. Jeszcze jest coś... „ten zapach” którego nigdy nie mogłem zidentyfikować. Ciężki i słodki. Niczym z wnętrza starej, zatęchłej komody. Coś jakby... Do diabła z tym.
Sporo ich. Tych od pana młodego. Z grubym Zenkiem Witaszem na czele. Nerwowy jakiś, paznokcie gryzie. Spokojnie Zenuś, skończymy to gorzałę pójdziecie pić. Od panny młodej też trochę. Więckowska z wyszytym na twarzy – Zazwyczaj jestem pizdą, ale dziś córkę wydaję, więc to jest mój dzień. Taa... nienawidzę tego babsztyla.
Z trzeciego rzędu dochodzi szmer i strzelanie stawów. Różaniec leci pełną parą.
Zdrowaś Mario! Zdrowaś Mario! Zdrowaś Mario! Tutututu! Tutututu! Tutututu! Tuuuuuuuuuuuuuuuu! - Jak w „Lokomotywie” Tuwima! Słodki świecie.
Wreszcie idą! Organy! Kościelny jak zwykle się jebnął o oktawę. Kiedyś grał bluesa po knajpach. Skończył jako organista na tym zadupiu. Do diabła z nim.
Heh... Młody żeniacz Zenka, na co dzień w szarym dresiku i w rozciągniętej koszulce, w garniturze wygląda dość komicznie, jak połączenie alfonsa z przedsiębiorcą pogrzebowym. Maleńka wygląda fantastycznie, zresztą jak zawsze. Zdecydowanie jest miss tego zadupia. I ta suknia, wygląda w niej tak niewinnie. Heh... no może wyłączając ten dekolt . Słodki świecie, co za piersi, że szwy wytrzymują. Jakby puściły, młody by mógł stracić oko. Zdecydowanie najładniejsze cycki na wiosce. Idealnie krągłe. Jabłuszka, a nie gruszki, a to najważniejsze. O tak. Ile ja bym dał by zanurkować między tę parkę, na małe „ścisk pysk”. Zanurzyć się. Stracić oddech. Skonać pod ich ciężarem...
- Proszę księdza... Proszę księdza, możemy zaczynać? Proszę księdza!
- Jureczku to nie tak jak myślisz.... Znaczy się, tak możecie... A co?... Co ja chciałem? Ach tak! Zebraliśmy się tutaj wszyscy, aby być świadkami, połączenia węzłem małżeńskim, oto tych dwojga. Jurka Witasza i Marioli Więckowskiej. I tak żeby nie przedłużać.
- Jureczku. Czy bierzesz sobie, tę oto kobietę za żonę i ślubujesz jej wierność, miłość i uczciwość małżeńską, pomimo faktu, że miał ją już każdy w wiosce oprócz ciebie. Ma dwuletnie dziecko z Więcława starszym... tak z tym co się pastwił nad tobą przez całą szkołę średnią. A ty mu teraz chcesz bachora bawić?
- Tak przysięgam.
- Ale zdajesz sobie sprawę z tego mój drogi, że ona jest z tobą tylko dlatego, że nie udało jej się trafić nic lepszego?
- Powiedziałem tak! Przyrzekam!
- I zapewne zdajesz sobie również sprawę z faktu, że ona ci nie da nawet po ślubie.
- Tak! Tak! Tak! Do cholery!
- A więc dobrze... Mariolo.... Czy ty, bierzesz sobie, tu oto tego Jurka Witasza za męża? Mimo, że to największe pośmiewisko, nieudacznik i sierota we wiosce?
- Tak. Przyrzekam.
- Myślę kochana, że z takim tyłkiem stać cię na coś znacznie lepszego niż ten obwieś. Zastanów się do dobrze.
- Podjęłam już decyzję. Tak!
- Dobrze więc do diabła! Ogłaszam was mężem i żoną. Lizać i obrączkować się możecie równie dobrze na zewnątrz, a teraz spierdalajcie bo za dwadzieścia minut mam być na skypie! No już! Bo kościelnemu każe psy spuścić!
Hmmmm... Do diabła z tym!
Popularny chłopiec Jezus
- Długo?
- (...)
- Długo...? Tato! Wyłaź już z tej łazienki, bo mi włosy potem nie przeschną!
- Już chwileczkę... A gdzie ty się właściwie wybierasz o tej porze?
- Po dziewiętnastej przyjdzie po mnie Jezus z chłopakami i idziemy gdzieś połazić.
- Jak to przyjdzie po ciebie Jezus? Chyba z matką zabroniliśmy ci się spotykać z tym długowłosym ćpunem!
- Ale tato! On jest fajny i nie jest żadnym ćpunem. To najbardziej popularny chłopak w Nazarecie. I do tego ma własnego muła.
- Pfff... pieprzony włóczęga i tyle, a muł jest jego matki!
- Nieprawda! Ty go nie znasz. Jakbyś go chociaż troszkę znał, to byś tak nie mówił. Jezus to mądry i inteligentny chłopak, a poza tym on tak pięknie mówi, zagadkami i opowieściami. I jak on tak opowiada te swoje przypowieści, to wszyscy się schodzą i go słuchają. Jak stoję obok niego to czuję się taka zajebiiiiiście ważna.
- Uważaj co mówisz młoda damo! Skąd to słownictwo u ciebie? A powracając do twojego kolegi to jestem zdania, że to krętacz, który miesza ludziom w głowach. Nie weźmie się za uczciwą robotę jak jego ojciec, tylko sprzedaje ciemnotę. Jeszcze znajdą się jego naśladowcy i dopiero będzie! Stary Józef od rana do nocy w warsztacie sobie żyły wypruwa, a ten aby łazi.
- A wiedziałeś, że on ma swoich dwunastu apostołów, którzy...
- Pfff... A-po-sto-łów – hahaha... dobre! Banda pieprzonych nierobów jak on sam, a nie apostołowie!
- Ale on jest synem bożym tato, każdy tak mówi!
- Posłuchaj córeczko. Dość tych bredni. On nie jest żadnym synem bożym...
- Ale jego matka i ojciec nawet tak mówią! Że Maryja niepokalanie poczęta była! I że wciąż dziewica. A on, że z anioła jest!
- Taka ona dziewica jak i twoja matka. Z tej Maryi to dobre ziółko było! Słyszałem, że jak w Jerozolimie była na stażu, to tam dobrze tańczyła i tam też ją ktoś zbrzuchacił. A historie z tym całym aniołem i z tym uświęconym zapładnianiem, to wymyśliła żeby od Józefa po łbie nie dostać. A ten idiota uwierzył. Mało tego – rozpowiada na prawo i lewo. Ale tak to jest właśnie, jak stary cap sobie młódkę weźmie za ślubną. A jak dziewucha młoda i kuśki sprawnej w domu niema, to na lewiznę wcześniej czy później poleci.
- Hej! Hej! Czy ona aby nie jest za młoda, by ją wprowadzać w takie szczegóły?
- Niech wie i chociaż niech ona tych pierdół nie rozpowiada! Ja to się zastanawiam, jak w ogóle można dziecku było takich głupot do głowy nakłaść. Przecież to krzywda dla niego aby. Tylko mu namieszali we łbie, a teraz chodzi i rozpowiada, a najgorsze że sam w to wszystko wierzy, przygłup. Ale jak ma być chłopak normalny jak mu od małego kładą, że go anioł zmajstrował!
***
- Dzień dobry. Czy zastałem...?
- Co żeś od niej chciał? Nigdzie nie idzie! Zostaje w domu!
- Mamo! Powiedz coś ojcu!
- Dobra niech już idzie. Puść ją.
- Ale masz długo nie siedzieć. Zrozumiałaś? A ty słuchaj no! Jeśli ona nie wróci przed dwudziestą drugą do domu, to obiję ci ryja smarkaczu. I zetnij te włosy bo wyglądasz jak pedał!
Śtama
- Matka nie wiesz gdzie moje portki? Bo znaleźć nigdzie nie mogę. Matka! Bo muszę zaraz wychodzić, nie mam czasu!
- Które?
- Te dresowe, beżowe Lonsdejla.
- Uprałam wczoraj! Wycierusy załóż.
- Matka na mecz? W wycierusach na mecz? Przypał!
- Jak przypał to jedź z gołą dupą.
- Matka to zawsze tak jakby na złość...
- Ej! Zostaw! Mokre jeszcze! Nie doschły.
- Założę takie, długo schły na mnie nie będą.
- Przeziębisz się durniu!
- Nie przeziębię. Ciepło jest! Matka dasz mi dwie dychy?
- Nie. Nie dostaniesz. Na papieroski i winka nie mam.
- Oj nie na papierosy matka.
- A na co? Na PKS, aż tyle?
- Nie, na paliwo. Wojtas Golfa wziął od ojca i jest zżuta. Zaraz po mnie podjadą. No, matka. Jak, bez pieniędzy mam iść?
- To nie jedź wcale.
- Muszę bo gramy z Podońcem. I przyjeżdżają chłopaki z Tartacznej i Okolsk.
- I co? Znów się bić będziecie? Znów z odrapanym pyskiem wrócisz? Od razu ostrzegam, ja nie chcę żeby mi policja pukała do drzwi i pytała o ciebie. Zrozumiałeś ty?
- Nie będziemy się bić... chyba, że frajerstwo wyskoczy pierwsze. Z Tartaczną i Okolskiem śtamę mamy więc nas więcej będzie, to się będą bać. Nie bój matka.
- Nigdzie nie jedziesz! Zaraz ojciec wróci i jedziemy do ciotki Basi, a ty pojedziesz z nami.
- Ale matka ty nic nie rozumiesz. To o honor chodzi. Ja muszę tam być!
- Yhhh... wy durne baranie łby... Jaki honor? Nic nie musisz! Przez te wasze śtamy to twój brat już nawet spokojnie do dziewuchy pojechać nie może. Mało to razy mu Poloneza odrapały?
- Niech se znajdzie dziewuchę gdzie indziej. A nie...
- Gdzie indziej? Po co? Że się z Dolnym Podońskiem nie lubicie, to nie znaczy, że on tam ożenić się nie może. Mariolka to dobra dziewuszka i tobie życzę byś sobie znalazł taką żonę.
- Dziwkę z Podolska? Nigdy.
- Uważaj co mówisz gówniarzu! Myśmy cię z ojcem tak wychowali?
- A jak mam mówić? Kurwiszcze i tyle! Wszystkie z Dolnego to kurwy i lachociągi. Każdy tak mówi. A jak mu się jebać chce to może do Bożeny pójść. Każdemu wystawia to i jemu wypucyć powinna.
- Uważaj co mówisz młody! Zaraz dostaniesz w łeb i tyle skorzystasz.
- No raz! Uderz! Zdrajco! Chłopaki aby czekają! Gdyby nie ja to by dawno przekopa była. Kiedy na meczu byłeś ostatnio? Co?
-Ej! Ej! Spokój już! Podjechał ktoś. Pewnie po ciebie.
Folwark zwierzęcy cz. 1
Piękny sierpniowy poranek. Pierwsze promienie słońca rozświetlają krople rosy na trawie. Delikatny wietrzyk gładzi pokryty strzechą dach starej stodoły. Gdy wtem...
- Kuuuukuuurryyyykkuuuuu!!!!! Na folwarku pobudka! Pobudka! Wstać!!! Na podwórko biegiem! I zachowywać się jak na drób przystało! Wstajemy! Wstajemy! Szkoda dnia! Kto rano wstaje temu nioska daje. Właśnie wybiła szósta! Dwudziesty sierpnia, poniedziałek. Dwieście trzydziesty trzeci dzień roku. Słońce wstało o piątej trzydzieści pięć, a zajdzie o dziewiętnastej pięćdziesiąt cztery. Imieniny Bernarda, Sabiny i Samuela! Moi drodzy szybko, szybciutko! Zaraz owies sypać będą.
- Czemu tak się wydzierasz? Głucha nie jestem!- krzyknęła nioska.
- Cicho kochana, nie denerwuj się. Zaraz skończy – uspokajała ją druga kura – Popieje trochę, znudzi mu się i przestanie.
- Pewnie po śniadaniu wskoczy na którąś z nas. Znając moje szczęście to będę ja! Nie cierpię tego obwiesia. I to jego dziobanie w głowe i szarpanie grzebienia w trakcie. Czemu to ma służyć? Kurwicy idzie dostać.
- A to u wszystkich ptaków? Czy tylko u nas tak jest?
- No chyba aby u nas. Wyobrażasz sobie samice tukana? Już dawno by pierdolca dostała!
- Albo wstrząsu mózgu.
- Albo...
- Hej panienki! To się nazywa „zwyczaj godowy ptaków”, jakby co! – powiedział kogut, który podsłuchał rozmowę dwóch niosek.
- Znawca pojęć się znalazł! Szkoda, że nie wiesz co się kryje pod pojęciem masturbacja! To by nam oszczędziło wielu rzeczy! Chociażby piszczenia w uszach po tym pieprzonym dziobaniu!
- I to jego ciągłe - „Jestem hart na nioski! Jestem hart na nioski!”. Ahaa! Ciekawe jaki byś hart był, gdybyśmy szybciej biegały! Nie cierpie go – ciągnęła dalej, zniżywszy uprzednio ton nioska – Pamiętasz Edmunda? Tamten to był kogut. Kulturalny, miły, szarmancki. Gdy na harce mu się zebrało. To podszedł, w pas się ukłonił, liść kapusty w dziobie przyniósł i u łapek złożył. Czasem serenade wygdakał pod grzędą. Och... jak ja miękłam i rozpływałam się w jego skrzydłach.
- O tak kochana. Pamiętam! Na samo wspomnienie o nim, robi mi się gorąco. Brakuje mi Edka, tak bardzo. Że to akurat on musiał pójść na grila, a nie ten idiota. No ale co dobre, nigdy nie trwa wiecznie. Z jajka powstałeś w rosół się obrócisz. Na każdego kiedyś przyjdzie pieniek.
- Ano... w sumie to niema się co dziwić, skoro zamiast jebać to serenady piał. Taki kogut według ludzi to nie kogut. Ludzie od innej strony na wszystko patrzą.
- Od dupy strony?
- Też... Ale bardziej od materialnej. Dlatego Edka zjedli bo był nieproduktywny. Na drugi dzień po złości, poszłam w stodole znieść. Ale ta cholera chyba jakiś radar na jajka miała, bo poszła tam i znalazła.
- Może być. Kto tych ludzi tam wie. Takie to homo niewiadomo sapiens.
Folwark zwierzęcy cz. 2
Ćwir, ćwir! Ćwir, ćwir!
Wiatr swą piosnkę nucił.
Wył za mocno. Wył za głośno.
Gniazdo z drzewa zrzucił.
Ćwir, ćwir! Ćwir, ćwir!
Miły mój nie wrócił.
Może gdzie go. Może gdzie go.
Jaki kot udusił.
Ćwir, ćwir! Ćwir, ćwir!
Trza mi kawalera.
Co ładniejszych urodnisi,
zawsze jastrząb zżera.
- Ciszej tam! Zamknąć się wreszcie! Pieprzeni emigranci, dzioby w kubeł! A jak się nie podoba, to się pakować i wracać do siebie! Leśni do lasu! Goł hołm! – krzyczała nioska.
- Cichoj ty głupia jedna! Jeszcze wróble do indora doniosą i o rasizm cię skubać będą – uspokajała ją druga.
- A niech skubią! A ja mam prawo mówić co mi się podoba, a jak wróblą coś nie pasuje to niech wracają do siebie!
- Ale ostatnio się rasistką kumo zrobiła.
- A jak tu nie być rasistką, kiedy ci ktoś dziób bez przerwy w ziarno wkłada! Pieprzeni emigranci zabierają nam ziarno, obniżają jakość podłoża. Kiedyś gdzie nie grzebiesz tam tłusty robak, a teraz? Zasuszonego pająka ciężko znaleźć. Choćby muszkę w locie trafić. Cały mikrokosmos wytłukli do kleszcza! Ekosystem zubożyli! Zgrozo! Trzymajcie mnie bo skrzydła komuś przetrącę!
- Aj tam! Kiedyś to w ogóle było lepiej. Dobrobyt kochana. Dobrobyt. Przyzwyczaił nas do siebie. Teraz z roku na rok to gorzej. A i my się starzejemy kochaniutka. Teraz to już z górki. Coraz bliżej nam do pieńka. Do tego prawie od tygodnia jajka nie zniosłam, myślę że przechodzę menopauzę.
- Gdzie tam kochana! Twój kuper jeszcze nie jedno jajko zniesie!
- Nie prawda. Nawet już kogut mnie szerokim łukiem mija. Grzebień mi oklapł. Pióra posiwiały. Już przestałam być dla niego atrakcyjna. Pójdę którejś niedzieli pod pieniek śmierci prosić. Albo w stronę lasu, niech lis udusi będzie spokój.
-Oj nie maż się, nie maż głupia. Jeszcze się dobrze trzymasz. A wiesz co ja myślałam ostatnio? Uatrakcyjnić się jakoś. Jarzębinę w pióra, tak tutaj troszkę. Dziobek przypudrować mąką z otrębów.
Uatrakcyjnić? Zwariowała! Jeszcze Cię wielebny Kwakanek klątwą obłoży za te korale i ty przestaniesz się nosić! Nie chcę o tym słyszeć! A teraz chodź bo ziarno sypią głupia kuro.
Bajda o Dance co to Angola na wioskę zabrała. Część 1.
Niedzielny poranek. Skacowany, lekki wietrzyk przepychał leniwie chmury. Silne promienie czerwcowego słońca wyparły resztki porannego chłodu.
Grażyna w odświętnej sukience szła wolno w stronę kościoła, lecz gdy dostrzegła pod sklepem Bogdana, Waldka i młodego Pietrka skręciła w ich stronę.
- A wy co? Aby ślepia otworzyli i już pod sklep na piwo? – zapytała podirytowana.
- Piwo z rana jak śmietana pani kochana, a po sobocie to wiadomo, że krew trzeba rozrzedzić co by nie męczyło – powiedział Bogdan wyciągając solidnego łyka.
- Tak szybko odstawić nie wolno, pani Grażynko. Trzeba stopniowo, bo serce stanąć może, a o nieszczęście to teraz nie trudno – próbował usprawiedliwiać się Waldemar.
- A ty Pietrek czemu tutaj z pijokami stoisz? Lekcje zrobione? Jutro do szkoły idziesz!
Chłopiec nie odpowiedział, tylko burknął coś pod nosem, spuszczając wzrok w ziemię zawstydzony i wyraźnie zaniepokojony obecnością Grażyny.
- A zgadnijcie chłopy, kogo wczoraj widziałam?
- Kogo? – zapytał Bogdan gładząc się po skrywanej pod kaszkietem łysinie.
- Danuśkę. Jureczka córkę.
- Którego Jureczka?
- No Jurka listonosza!
- Ejjj? Zjechała?
- Taa! I jakiegoś kawalera ze sobą przywiozła.
- Eee? Ale Anglik?
- A nie wiem. Pod sklepem stali jak od pekaesu szłam. Waldziu ty nie wiesz nic?
- Wiem! Ale nie będę wam mówił, bo znów będziecie gadali, że się bajdami trudnię.
- Oj powiedz, nie będziemy Waldeczku. Powiedz.
- No więc, widziałem się wczoraj ze starym Wiesławem to gadał, że się Dance w dupie już do końca poprzewracało. Zamiast dziadku to do niego jakiś granpa woła.
- Ale ten kawaler? Mówił co o nim?
- No mówił, że to Angol. Wysoki i chudy jak tyka. Że nie je prawie. Śniadania nie. Kolacji nie. Na obiad podrobi tyle co kurczak. I aby żłopie kawę litrami, a suchotnik i krępe toto takie. A gadać z nim nie gadał, bo jak? Kiedy po chrześcijańsku Angol nie potrafi.
- Panie Waldku obstawi pan byka deptaka? – przerwał mu Pietrek, który od dłuższego już czasu zerkał nerwowo na tlącego się w ręku Waldka papierosa.
- Masz Pietrek pal!
Chłopiec wyrwał z pożółkłych palców Waldka na wpół spalonego papierosa po czym zaciągnął się dymem.
- Pacierza byś go nauczył, a nie palić barani łbie! Czemuś mu dał tego peta? – skarciła go Grażyna – A Ty Pietrek wiedz o tym, że ojcu doniese o tych papierochach, aby go spotkam. Niech ci pasem wybije palenie z głowy.
- Niech pali jak chce. Czy mu dam, czy nie – kurzyć i tak będzie. Więc niech pali jak chłop, a nie się chować z papierosem po stodołach będzie. Jeszcze coś spali. A wy nie róbcie już takiej miny, jakbym wam smoczka z dupy wyjął.
- Aś ty durny – burknęła kobieta.
- Nie ucz się palić Pietrek, bo to podatek jak pieron – dodał Bogdan, próbując przymilić się Grażynie.
- A wczoraj wieczorem, jak wyszła z nim do sklepu – kontynuował Waldek – to Witek go bałaganem chciał ugościć i mu polał kubek.
- I wychlał?
- Ejjj tam... gdzie? Danka zobaczyła, wzięła go pod ramie i poszła! Nawet sięgnąć nie zdążył. Oj zmieniła się Danuśka, zmieniła. Mówię wam jaka pinda. Kozaczki świecące, torebeczka jak z lamparta, spodenki obcisłe, aż w psioche właziły. Szprycha, że klasa. Tylko jakaś taka ważna przy tym Angliku się zrobiła. Łeb spuści, przejdzie obok, „dzień dobry” nie powie, sama nie stanie i nie pogada.
- Zapomniała korzeni, teraz wielka dama z zagranicy.
- Oj nie gadajcie. Gadacie bo zazdrościcie.
- Zazdrościmy, nie zazdrościmy to dobre słowo nic ją nie kosztuje. A jak korzeni zapomniała, to i sobie przypomni. Wiecznie ich za tą granicą trzymać nie będą. Prędzej czy później okupanta pogonią to i do domu wróci. A jak już wróci to i się na stare odmieni... No co? Przecież w pole pindrzyć się nie będzie.
- Taa... aby teraz tak! Wielka paniusia, przez bibułkę pączusia, a chuja to całą gębą.
- Oj Bogdan tyś widzę też jak i Waldek drugi mądry. Już byś głupot nie pieprzył. Dobra i grzeczna dziewucha zawsze była!
- Taa! Jak i Ty sama. A do remizy do strażaków to kto latał? Aby komendanta nie było to już biegiem. Hyc! Hyc! Hyc!
- No, a jak! Latała, latała! Dopiero chłopaki miały wyżywkę! Nawet Pietrkowi może coś skapło! Co Pietrek? Wypucyła i tobie Danuta? Ty też żeś swojego czasu u strażaków przesiadywał.
Chłopiec wbił wzrok w ziemię, a jego twarz przybrała jaskrawo czerwonej barwy.
- Gdzie tam Pietrek jeszcze nie krył. Młody! Chociaż wyłepcył ci się już? – zarechotali mężczyźni.
- Nie mówić tak bo sobie pójdę – powiedział zakłopotany chłopiec.
- Dajcie już chłopakowi spokój, stare byki. Nie dokuczajcie mu. A ty młody zapytaj lepiej Waldka, na kim on się ćwiczył.
Malec spojrzał na mężczyznę wielkimi ślepkami, zadowolony i pełen nadziei, że od tej pory cała ofensywa spocznie na nim.
- Ty Pietrek nie będziesz wiedział – ciągnęła kobieta – bo jak się kobicina zabrała, to ty się jeszcze u Zenka w jajcach obijałeś, ale Boguś to starą Morciakową pewnie pamięta dobrze.
- Eee...? Na wdowie po Gienku Morciaku Waldi się ćwiczył?
- Widział mnie kto, że tak gadacie? – burknął Waldek.
- Ciebie może nie, ale Twój komar pod sienią u Morciakowej to co niedziela rano stał. Może nie...? Nachlało się bydle w sobotę pod remizą, kuśka się podniosła, to leciał do starej na amory.
-Hahaha... Tak jak mówią! Na starej picy młody chuj się ćwicy! Co nie Waldi? – zarechotał Bogdan.
-Dobra chłopy dość tych bajdów! Chodźcie bo już się pewnie odprawia – powiedziała przeczesując palcami włosy Grażyna.
Bajda o Dance co to Angola na wioskę zabrała. Część 2
W drodze powrotnej z kościoła spotkali Halinę, która na ich widok uśmiechnęła się szeroko, po czym zapytała – Ładnie ksiądz mówił?
- Było być, to byś wiedziała – odpowiedziała Grażyna.
- Wstałam po dwunastej dopiero...
- To co żeś w nocy robiła, że po dniach śpisz?
- A tłukłam się do późna, jakoś zasnąć nie mogłam...
- Chodź ciotka pod sklep na ploty! – przerwała jej Grażyna, ciągnąc za rękaw zielonego swetra.
- Oj nie, bo do figurki idę. Wiesiek ma zaraz do Borowej jechać, to się z nim zabiorę. Syna i synową wreszcie odwiedzę.
- Chodź, chodź ciotka. Wiesiek będzie jechał, to pod sklep na pewno zajedzie. Gdzie taki kawał będziesz lecieć.
Na schodach pod sklepem siedziała Baśka. Paląc papierosa dłubała przy paznokciach. Gdy dojrzała zbliżających się mężczyzn, naciągnęła szarą spódnice zakrywając kolana.
- Pani Basieńko, dopisać tam dwa piwka jeszcze do szesnastego. Za mleko pieniądze przyjdą to oddam – powiedział Waldek chorcując się po krzaczastych pekaesach.
- Czekaj Waldi, dopalę! Język ci może do dupy nie ucieknie – odpowiedziała, wypuszczając chmurę gęstego dymu w jego kierunku.
- Może i nie, pani Basieńko. Dopalić sobie spokojnie – zarechotał.
- Widziałaś ciotka kto na wieś przyjechał? – zapytała Grażyna.
- Taaaa... widziałam. Wczoraj wieczór pod remizę z tym swoim wyszła. Wszystkie dziewuchy jak jedna, poleciały tego Anglika oglądać. Jakby on był z innej planety. A Danka, puszyła się jak paw przy tym chłopaczynie. A te głupie całym łańcuchem za nimi. A i moja poleciała. Akurat od truskawek wracałam, to widziałam. Z tym, że już jej o szczegóły nie pytałam, bo usnęłam zanim wróciła. Dobrze, że Anglik przyjechał to chociaż z domu wylazły, bo tak to je trudno od komputera odgonić.
- No co to za młodzież teraz? Pokupują te komputery, te sony eriksuny – plejstejszuny i siedzą całymi godzinami i oczy psują! Mój to siedzi całymi dniami i nocami. I tłucze w jakieś wiedźminy. Prawie nie śpi, nic nie je, aby kawka i pepsi cola. A ślepia od tego ekranu to ma takie jakieś wielkie jakby się szaleju nażarł. A schudł pieron! Z dziesięć kilo będzie. Odgonić nie można, bo awantura zaraz. Mówiłem mu ostatnio – pod remizę byś poszedł, albo na zabawę jaką. Poruchał byś, w mordę komu dał jak chłop, a nie ślęczysz nad tym. Ja bym im te cholerstwa za okno wypieprzył wszystkim – powiedział podenerwowany Bogdan.
- A moja koza to inaczej? – powiedziała Grażyna – Odkąd internet podciągnęli na wioskę, to siedzi aby na tych fejsbukach i naszych klasach. Ostatnio tam jakiegoś Wrocławiaka zapoznała. Mówi mi tu kiedyś, że na noc przyjeżdża.
- I był?
- Ejjj! Nie pozwoliłam! Powiedziałam jej krótko – Jak Cię pizda swędzi to się podrap. A chłopów se będziesz sprowadzać mogła dopiero jak będziesz na swoim, ale póki co mieszkasz u mnie i nie chce żadnego na noc widzieć! – cały wieczór przepłakała ale jej przeszło.
- Nie wypucy temu, to wypucy innemu, nie upilnujesz – powiedział Waldek.
- Póki u mnie mieszka, ma robić co karze. Na swoje pójdzie niech se sprowadza. Mało we wsi chłopaków, że po innych parafiach szuka? Stefana chłopak przyłaził to jej nie pasował, a taki fajny kawaler.
- Grażynko! Daj ty rzesz córce spokój, a jak wam się Stefana chłopak podoba to mu sama wystawcie.
- A nie wystawiła bym myślisz? Żeby aby chciał starą ciarupe wziąć.
- Ja wezmę jak wystawicie – powiedział Waldek.
- Już bym wolała psu dać Waldeczku. A powracając do mojej lotaśki i jej Wrocławiaka. Wiadomo kogo ona mi do chałupy ściągnie? Jak na tym internecie poznany. Przylezie jakieś ciaciałajstwo i co zrobimy? Ja się tam boję. Przecie my same, aby we dwie, to zrobił by co chciał. Gdyby mój Stasio jeszcze żył to inaczej już, jak menda to by obuchem przypierdolił, a tak...
- Eee... stara, filmów się naoglądała z Kodżakiem.
- Naoglądała! Nie naoglądała! A to wiadomo! Zrabował by taki, albo i zgwałcił.
- Źle by Ci stara nie zrobił, już nie marudź.
- Nie mnie ośla łąko! Jagódkę moją! I cicho teraz. Idzie proboszcz z Danką i ten jej Anglik. A ty Waldi nie palnij żadnej głupoty, jak to potrafisz czasem. Najlepiej nie odzywaj się wcale.
- Szczęść boże księże proboszczu – powiedziała Halina szczerząc się życzliwie.
Drodzy czytelnicy i czytelniczki.
Wszelakie miejsca, osoby i fakty, zawarte w powyższym tekście, są wyłącznie nowotworem mej wypaczonej wyobraźni. Proszę więc nie cmokać, nie gdybać, nie kojarzyć, a co za tym idzie nie wkurwiać. Dziękować.
Deimien